Okazuje się, że korzystanie z elektroniki ubieralnej może mieć poważne konsekwencje dla zdrowia. Wyniki najnowszych badań skłaniają do głębszych refleksji.
Przyszłość pisana w liczbach
Rynek wearable rozwija się w zawrotnym tempie, a najlepszym dowodem na potwierdzenie tej tezy są liczby. Szacuje się, że w tym roku sprzedano ok. 76 mln gadżetów (dla porównania w 2014 roku sprzedano zaledwie ok. 29 mln). Co ciekawe, prognozy na kolejne lata są jeszcze bardziej obiecujące. Tym brdziej, że od niedawna w branży pojawili się tacy giganci, jak Apple czy Xiaomi, więc z wypiekami na twarzy oczekujemy kolejnych nowości. Firma badawcza IDC przewiduje, że w 2019 roku na świecie sprzeda się aż 173 mln urządzeń, przy średnim rocznym tempie wzrostu na poziomie ok. 23 proc. Rok wcześniej urządzenia typu basic (trackery sportowe) przestaną pełnić rolę hegemona na rzecz branży telekomunikacyjnej (urządzeń typu smart).
Nie bez przyczyny przytoczyłem powyższe dane. Jako społeczeństwo jesteśmy coraz bardziej świadomi korzyści, jakie niesie za sobą zdrowy styl życia. Nic dziwnego, że będziemy częściej sięgać po wearable, monitorując m.in. swe zdrowie i aktywność fizyczną. Tym bardziej, że sensory, gromadzące dane treningowe są integralną częścią każdego urządzenia z tego segmentu (nieważne czy jest to gadżet rodzaju basic czy sprzęt typu smart).
Cały problem polega na tym, że na słowo wierzymy producentom, a przecież za skrzętnie przygotowanymi działaniami marketingowymi, zawsze kryje się druga strona medalu. Wielu z nas żyje w przekonaniu, że smartbandy i smartwatche to samo zdrowie, niestety to nieprawda, a przynajmniej nie do końca. Najnowsze badania pokazują, że urządzenia wearable mogą być bardzo szkodliwe dla zdrowia.
Wearable szkodliwe, jak papierosy?
W 1946 roku w wielu czasopismach na terenie Stanów Zjednoczonych pojawiły się reklamy, przedstawiające lekarza w fartuchu, który trzyma papierosa. Slogan dumnie głosił „Więcej lekarzy pali Camele niż jakiekolwiek inne papierosy”. To nie żart, w tamych czasach doktorzy nie byli świadomi, że palenie może powodować raka, choroby serca czy płuc…
Mam wrażenie, że obecnie mamy podobny problem. Nie do końca zdajemy sobie sprawę z oblicza niebezpieczeństwa, jakim niewątpliwie mogą okazać się dla nas nowe technologie. Przecież nikt nie da nam gwarancji, że za kilkadziesiąt lat wspomniane urządzenia nie znajdą się na liście potencjalnych zagrożeń dla zdrowia i życia. Nie zrozumcie mnie źle, sam korzystam i testuję tego typu urządzenia, co przynosi mi ogromną satysfakcję, ale nie chciałbym za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat zaświecić jak bożonarodzeniowa choinka. Podejrzewam, że Wy też nie.
Oczywiście, nie jest nowością, że lekarze od dawna podejrzewają, że korzystanie z telefonów komórkowych, które wydzielają niewielkie ilości promieniowania, może prowadzić do nowotworów, chorób krwi i innych problemów zdrowotnych. Tym bardziej, jeśli gadżety znajdują się zbyt blisko ciała przez dłuższy czas.
Bezstronne wyniki badań w tym obszarze pochodzą z Międzynarodowej Agencji Badań nad Rakiem, dostarczone przez Światową Organizację Zdrowia, a konkretie 31 naukowców z 14 krajów.
Z badań wynika, że telefony komórkowe są „prawdopodobnie rakotwórcze”, a do tego mogą być równie szkodliwe, co niektóre substancje chemiczne i pestycydy. Oczywiście, badacze ubezpieczyli się słowem „prawdopodobnie”, co nie zmienia faktu, że zagrożenie wydaje się całkiem realne. Według naukowców im dalej urządzenie znajduje się od głowy, tym lepiej. Oczywiście, to oznacza, że surfowanie po sieci czy pisanie smsów nie będzie tak niebezpieczne, jak wykonywanie połączeń z telefonów komórkowych trzymanych przy uchu (dlatego m.in. istniały poważne obawy o Google Glass). Panaceum? Zestaw słuchawkowy.
Co wiecej, z analiz przeprowadzonych przez grupę europejskich naukowców (badaniami kierował dr Lennart Hardell, profesor onkologii i Epidemiologii Nowotworów w Szpitalu Uniwersyteckim Orebro w Szwecji) wynika, że rozmowa przez telefon może potroić ryzyko nowotworu mózgu.
Oczywiście, istnieją przeciwstawne badania, ale spora część z nich finansowana jest przez producentów z branży telekomunikacyjnej i grupy zawodowe.
Celowo zacząłem od telefonów, tym bardziej, że są integralną częścią dla rynku wearable (kompatybilne z wieloma gadżetami), tak więc jak jest ze smartwatchami i smartbandami?
Dr Joseph Mercola (specjalista medycyny alternatywnej) uważa, że elektroinika ubieralna może być szkodliwa tylko i wyłącznie, gdy posiada możliwość połączeń 3G. Według niego, to trochę tak, jakby mieć telefon przymocowany do nadgarstka. Przypomnijmy, że telefonia 3G bazuje na standardzie UMTS (Uniwersalny System Telekomunikacji Ruchomej). Według lekarza, takie urządzenia jak Jawbone Up czy Apple Watch nie powinny stanowić zagrożenia dla zdrowia.
Apple Watch do przetwarzania danych wykorzystuje technologię Bluetooth oraz Wi-Fi – dotąd naukowcy nie udowodnili negatywnego wpływu tych częstotliwości na organizm człowieka. W zdecydowanie gorszej sytuacji są producenci, wykorzystujący wspomnianą technologię 3G lub 4G np. Samsung, który wyposażył swego smartwatcha Gear S Watch w 3G.
Naukowcy mają również wątpliwości, co do samych baterii, które będąc blisko ciała mogą powodować białaczkę (warto zwrócić uwagę, że nie brakuje wyników, które negują powyższe założenie). Pytanie: gdzie leży prawda?
Natomiast lekarze są w pełni zgodni, że dzieci do maksimum powinny ograniczyć korzystanie zarówno z telefonów komórkowych, jak i wearable. Czaszka dziecka jest cieńsza i mniejsza niż dorosłego, co oznacza, że tkanki mózgu naszych pociech są zdecydowanie bardziej narażone na niektóre rodzaje promieniowania.
Ostatnim argumentem przeciw wearable jest tworzywo, z jakiego tworzy się opaski, choć tylko w przypadku Fitbit wystąpiły dotąd większe problemy. Okazuje się, że materiał, z którego stworzono najpopularniejsze na rynku smartbandy, może być szkodliwy. Wielu użytkowników żali się, że opaski podrażniają ich skórę i powodują wysypkę. Firma broni się przed zarzutami twierdząc, że problem nie leży po jej stronie, lecz użytkowników, którzy noszą produkt zbyt długo. Trochę słabe wytłumaczenie, nie sądzicie? W każdym razie finał całej sprawy będzie miał miejsce w sądzie.
Podsumowanie
Miały dbać o nasze zdrowie, a czy faktycznie to robią? Ciężko powiedzieć. Jedno jest pewne: nie ma jednoznacznych dowodów, że wearable jest szkodliwe. Mimo to wyniki badań pokazują, że coś jest nie tak i należy bacznie się temu przyglądać, na bieżąco monitorując całą sprawę. Martwi mnie, co innego – boję się, że nawet, jeśli pojawią się niezbite dowody na szkodliwość wearable, to producenci zrobią „wszystko”, by całą sprawę zamieść pod dywan. Ten rynek ma zbyt wielki potencjał, pieniądze tylko czekają na podniesienie z ziemi. Jak zwykle naszym kosztem. Oby nie okazało się, że za kilkadziesiąt lat sportowcy, którzy tak chętnie reklamują wearable staną się, jak wspomniany lekarz z Camelami w dłoni.
Źródło: activeManiaK.pl, Forbes, New York Times
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Jeden znawca akademicki próbuje podważyć wiarygodność i tak bardzo powściągliwego artykułu czepiając się dupereli.Cóż raport Instytutu Medycyny Pracy z Łodzi też poszedł do kosza kiedy podniesiono stukrotnie normy promieniowania GSM w Polsce.Pomijam już,że każdy ma swoją kartotekę elektroniczną gdzie poprzez te gadżety dostarczamy danych i uczymy Al tylko w jakim celu?
Mam zegarek hybrydowy czyli wygląda jak klasyczny i łączy się przez Bluetooth z telefonem i po 2 dniach noszenia muszę go zdjąć bo czuję ewidentne mrowienie w nadgarstku. Ma fajną zaletę powiadomień o przychodzących rozmowach ale to mrowienie mnie denerwuje i muszę go zdejmowac
Właśnie widzę na swoim nadgarstku zmianę- jakby ubytek ciała
Pod skórą jak zapadnięty dołek
Obecnie znacznie chudszy nadgarstek lewy od prawego
Mam tak samo . Zaczyna mnie to martwić . Wiesz czemu się tak dzieje . Paskudnie to wygląda . Noszę watch 4 . Proszę daj znać
A od jakiej częstotliwości i natężenia zwiększa się ryzyko paranoi? A skłonność do wyrażania zdania na tematy w których nie ma się żadnej wiedzy?
W artykule jest powołanie się m.in. na specjalistę „medycyny alternatywnej”. Tzw. medycyna alternatywna to pseudomedycyna, której metody nie mają potwierdzonej naukowo skuteczności. To bardziej magia niż nauka. Zaliczyć tu można np. homeopatię, bioenergoterapię.
Szkoda czasu i atłasu. Semantyka, rak mózgu = nowotwór złośliwy mózgu. Pozdrawiam, kolejne obraźliwe komentarze będą usuwane.
Najczęściej spotykane guzy mózgu to nowotwory mózgu. Pozdrawiam.
No patrz… czyli jednak nie rak mózgu prawda?
Tak to jest jak nie pisze się ze zrozumieniem, nie czyta się ze zrozumieniem czyli pieprzy bezsensu-> wtórny analfabetyzm.
Rzucasz tezami, a nie rozumiesz tego co piszesz, czytasz. Sam w komentarzu udowadniasz pierwotny błąd.
Na szczęście praktycznie nie ma raka mózgu. Autorze nie pieprz bez sensu.
Pieprzyć to Ty możesz zupę, kolego. Najlepiej taką z dużą ilością warzyw, żebyś rósł duży i mądry. Glejak wielopostaciowy może dawać przerzuty, a wtedy z czysto biologicznego punktu widzenia jest nowotworem złośliwym. Jasne, nie ma czegoś takiego jak rak mózgu, bo rak to nowotwór wywodzący się z tkanki nabłonkowej, jednak kolokwialne użycie stwierdzenia „rak mózgu” jest dopuszczalne. Mnie nie boli. A tematyką medyczną zajmuję się na co dzień.
Można pieprzyć zupę, a można i nazywać bzdurę/brednie=pieprzeniem. W przeciwieństwie do raka mózgu to jest dopuszczalne.
Zwróciłem uwagę, że takie stwierdzenie jest bezsensu.
Gdyby poprawił bez komentarza sprawy by już nie było…
Wybrał opcję nr2 bronić swojego za wszelką cenę przy czym jedynie potwierdził, że nie ma zielonego pojęcia.
Po to komentarze są by takie rzeczy wyłapywać.
Zgadzam się, że po to są komentarze, by takie rzeczy wyłapywać, bo pisząc artykuł nie zawsze wszystko się zauważa. Ale nie musiałeś tak ostro. To niepotrzebnie budzi negatywne emocje pod – jakby na to nie patrzeć – całkiem niezłym i niepowtarzalnym w polskim Internecie tekstem. Za dużo tej nienawiści w nas, czasami warto trochę zluzować.
Zacznę od końca. Bardzo bardzo dużo o tym w polskim Internecie. Nie widzę tu nic nie powtarzalnego. Bardziej odkrywczy jest post Tymona niż akapit w arcie 🙂
Chodzi o brak profesjonalizmu w pewnych sprawach można takie podejście nawet dopuścić i sprawę zwyczajnie odpuścić, bo komentarz nie jest nawet wart.
Tu ogólnie bardzo ważna rzecz dotycząca zdrowia i życia.
Tu naprawdę dużo takich kwiatków
„….rozmowa przez telefon może potroić ryzyko nowotworu mózgu.”
Jak „rozmowa” czytaj jedna rozmowa może potroić ryzyko? Nie wiem. Znów autor jest nie precyzyjny i używa sformułowania, które w domyśle znaczy co innego. Ważne jest tu definiowanie pojęć co to znaczy „rozmowa”.. 10min rozmowa? 3h rozmowa? Widzisz różnicę?
Jak się pisze o poważnych rzeczach to trzeba umieć robić dobrze. Można pisać też o zabawkach.
z tą szkodliwością fal GSM jest chyba jak z falami w mikrofalówkach-krótko użyte podgrzewają minimalnie pożywienie, długo doprowadzają je do wrzenia. Pewno im dłuższe jednorazowe narażenie tkanek , np. mózgu, na ich oddziaływanie, tym większa szansa na raka…choć pozostaje też kwestia podatności indywidualnej każdego z nas na niekorzystne fale
Rozmawiać można przez 2G 😉
Najbardziej chodzi tu o moc nadajników, niż częstotliwości, w których pracują.
Nadmiar jest szkodliwy
Niech mi ktoś wyjaśni, jaką jest istotną różnica między częstotliwością Wi-Fi, BT i UMTS, bo jej nie widać, są między 1900 a 2500 MHz (5400 dla drugiego pasma Wi-Fi). Tylko 800-900 jest o połowę niższe ale jest to pasmo zbliżone do TV, które sieje w eterze dużo dłużej niż telefonia.
Te wszystkie urządzenia , jako smycz i klatka w sposób oczywisty działają na mozg, jesteśmy ich niewolnikami.