Wiele osób twierdzi, że największym i najbardziej zapalonym konkurentem Endomondo jest Strava. Tymczasem wydaje mi się, że te dwie najpopularniejsze aplikacje fitness dostępne za darmo na androida oraz na iOS’a, wcale nie prowadzą ze sobą zaciekłej czy szczurzej rywalizacji. One po prostu koegzystują i trafiają do dwóch, zupełnie różnych grup docelowych.
Target Endomondo: Janusz na zakurzonym składaku
Wieczór niemrawo zwiastuje noc. Pozostały tylko dwie godziny zanim jaskrawe słońce ześlizgnie się z widnokręgu. To właśnie jest ten moment, w którym Janusz z wyczesanym wąsem założył swoje stylowe, białe skarpety. Ospale ulokował nogi w sandałach i w oczekiwaniu na swoją żonę, Grażynę, z gracją poruszył największym palcem nieco owłosionej stopy. Gdy jego druga połówka przyszykowała się do wieczornej przejażdżki, postanowił wstać rozprostowując przy tym jasnobrązowe (przechodzące w sraczkowaty) spodnie sięgające delikatnie za koślawe kolana. Następnie Janusz wyprowadził zniecierpliwionej Grażynie skrzypiącą damkę, a później wyjął swojego zakurzonego składaka.
To ich pierwsza jazda w nowym sezonie. Para została zmotywowana do rozruszania kości, po jedenastomiesięcznym przestoju, przez celebrytów z wielkiej, bogatej Warszawy. Pobrali Endomondo, bo gwiazdy TVN’u z niej korzystały. Wyglądały jakoś szczupło, ładnie i chyba się błyszczały, więc Janusz i Grażyna aplikację sportową uznali za vademecum na wypływające z foteli brzuszyska. Jechali niespełna 11 km/h, pocili się. Ratowała ich myśl, że prawdopodobnie to pierwsza i ostatnia w tym roku tak wymagająca aktywność fizyczna. Celem podróży było dotrzeć do oddalonej o 2 km Biedry. Pragnęli nabyć w niej zapasy na romantyczny wieczór przy przedpotopowym telewizorze kineskopowym. Ostatni raz, gdy byli tak daleko bez swojego Golfa Trójki, miał miejsce przed czternastoma laty.
Target Stravy: Millennials, który chce być jak Kwiato
Od dziecka chciał być gościem pokroju Kwiatkowskiego, ale jego rodzice woleli aby ich synek uczył się do matury. Dopiero przekraczając wiek dorosłości poczuł zew jazdy ze średnią powyżej 30 km/h. Dzień bez treningu na pięknej szosie Cannondale jest dla niego dniem straconym. Każda minuta zmarnowana na wgapianie się w monitor pogarsza jego formę. On przecież nie może z niej wypaść. Nie bez wysiłku od miesiąca dzierży KOM’a na Pętli Reja w Sopocie. Jak dotychczas to jego największy sukces. Chluba, która usprawiedliwia wszystkie inne jego porażki. Nawet te w życiu prywatnym.
Pewnie, że jeździ do pracy rowerem. Nie przepada za markowymi i uprasowanymi garniturami. On woli dobrą, stylową bieliznę termiczną i koszulkę niepotkę. Biuro, w którym na co dzień ślęczy nad papierkami, mieści się tylko 5 km od jego domu. Mimo to wybiera trasę nieco bardziej odpowiadającą wizerunkowi amatorskiego kolarza. Zanim dotrze do sąsiedniej dzielnicy Gdańska, wybierze się na Hel, Kaszuby oraz odwiedzi Kociewiaków. Szef wywali go za pięciogodzinne spóźnienie, ale ten przybliży się przynajmniej do wymarzonego osiągnięcia celu – przebycia 15 000 km w ciągu roku.
Karykaturalnie, ale prawdziwie
To, co napisałem, jest karykaturalne, przerysowane i wyolbrzymione. Pełna zgoda. Ale nikt mi nie zarzuci, że nie jest prawdziwe. Różnica między statystycznym użytkownikiem Stravy, a Endomondo, jest ogromna. To przepaść, którą wyśmiewam jako zagorzały fan Stravy. Jako dziennikarz z kolei, uważam, że nie należy jej lekceważyć. Czytając kilkanaście artykułów o zmniejszającej lub zwiększającej się przewadze jednej lub drugiej aplikacji do fitnessu, rodził się na mojej twarzy nieskromny uśmiech. Bardzo naciągniętym jest porównywanie Stravy i Endomondo. Niezależnie od tego czy aplikacje te analizujemy na płaszczyźnie finansowej czy liczby pobrań. Każdy, kto korzystał z ich obu, z pewnością o tym wie.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.